wtorek, 21 kwietnia 2015

Rozdział 1

Camomilla 
            Promienie słońca wpadały do przestronnej sypialni. Na łóżku spoczywała młoda kobieta pogrążona we śnie. Jej twarz usiana piegami wyrażała błogi spokój. Brązowe, lśniące włosy rozsypały się wokół głowy, a spomiędzy rozchylonych warg wydobywał się cichy oddech.

Tuż przy niej na podokienniku przycupnęła czarna kotka. Jej lodowato błękitne oczy utkwione były w kruku siedzącym na gałęzi. Ptak zakrakał i rzucił drwiące spojrzenie zwierzęciu za szybą. W momencie, kiedy z gardła kota wydobył się ostrzegawczy syk, ptaszysko rozpostarło potężne skrzydła, i skrzecząc przeraźliwie, skierowało się w głąb lasu.
Camomilla obudziła się, potarła oczy dłonią, a jej lekko nieprzytomne spojrzenie powędrowało w kierunku zasłon, poruszających się nieznacznie.
– Anga! – zawołała zaspanym głosem, w którym dało się słyszeć nutę irytacji.
Kotka zeskoczyła zgrabnie z parapetu i leniwie przeszła obok łoża, obrzucając swoją właścicielkę obojętnym wzrokiem. Ta pokręciła głową i z westchnieniem opadła ponownie na pościel. Spojrzała na tykający cicho zegar. Do przyjścia pokojówek zostało jej jeszcze kilka cennych, samotnych chwil.
Odrzuciła pierzynę na bok i opuściła bose stopy na chłodną posadzkę. Podeszła do toaletki, usiadła na taborecie i wysunęła jedną z wielu małych szufladek. Wyciągnęła gruby notes oprawiony w jasną skórę. W samym rogu wytłoczone było cienką, pochyłą czcionką jej imię i nazwisko: Camomilla Arvense.
Otworzyła dziennik, uniosła go do twarzy, aby powąchać stronice. Uwielbiała słodki zapach papieru. Przypominał jej chwile, w których jeszcze jako dziecko zakradała się do biblioteki ojca i przeglądała stare manuskrypty z ręcznie zapisanymi kartkami. Do końca życia miała pamiętać gładkość skórzanych opraw pod opuszkami palców.
Chwyciła w dłoń pióro, po czym zanurzyła je w butelce atramentu. Spojrzała na notes i zawahała się. Założyła kosmyk włosów za ucho, starając skupić się na ułożeniu odpowiedniego zdania. Uniosła wzrok i napotkała swoje własne, niezdecydowane spojrzenie w lustrze.
W królestwie Estrel każda wysoko urodzona dama miała obowiązek prowadzenia dziennika. W miasteczkach co roku, dziesiątego dnia dziesiątego miesiąca, damy zbierały się i paliły swoje pamiętniki na wielkim stosie. Wierzono, że w ten sposób pozbędą się  nieczystości i grzechów. Kobieta miała być bowiem istotą perfekcyjną pod każdym względem, a palenie tajemnic dawało im czystą kartę, szansę na nowy początek.
Drzwi otworzyły się ze skrzypnięciem, a chwilę potem do środka weszły dwie pokojówki, przynosząc ze sobą chłodne powietrze korytarza. Wymieniały rozbawione szepty, a na ich twarzach gościły uśmiechy. Widząc, że ich pani nie była już pogrążona we śnie, natychmiast zamilkły. Kobieta wstała, odwróciła się w ich stronę i wskazując dłonią na zegar, powiedziała:
– Jesteście za wcześnie – w jej głosie pobrzmiewał chłód.
Z twarz służących w kilka sekund zniknęły jakiekolwiek rumieńce. Jedna z nich zamrugała szybko i opuściła wzrok na własne buty. W pomieszczeniu zapanowała trudna do zniesienia, nienaturalna cisza.
Druga, młodsza z nich, rudowłosa dziewczyna o imieniu Sylvie, uczyniła krok do przodu i uniosła głowę, starając się zamaskować obawę. Była świadoma tego, że jej sytuacja życiowa zależała jedynie od osoby stojącej kilka metrów dalej. Jedno kiwnięcie palcem Camomilli Arvense mogłoby sprawić, że Sylvie straciłaby wszystko.
– Niech pani wybaczy, ale przynosimy ważną wiadomość od pana Arvense. Chce zobaczyć się z panią zaraz po śniadaniu – oznajmiła, owijając rąbek fartucha wokół palca.
Camomilla mimowolnie wstrzymała oddech, uświadomiła sobie, co prawdopodobnie oznaczała jego prośba. Kolejna nieprzyjemna wymiana zdań na temat dziecka, pełna wyrzutów i wytykania błędów. Nie miała na to ani ochoty, ani siły. Nie chciała jednak nikomu okazywać jakiejkolwiek słabości.
Wyrwała się z zamyślenia, i widząc strach na twarzach swoich pomocnic, obdarzyła je nieco łagodniejszym spojrzeniem.
Pozwoliła, aby spięły jej włosy, przypudrowały piegi i pomalowały usta, a kiedy wreszcie został zapięty ostatni guzik niebieskiej sukni, Camomilla nie odważyła się nawet spojrzeć na taflę lustra.
                Kiedy szła korytarzem, usłyszała postukiwanie sztućców o porcelanowe naczynia i przyciszone, poranne rozmowy.
– Zaczęliście beze mnie? – zapytała, otwierając drzwi do jadalni.
Przechodząc obok stołu, pogładziła jasne włosy swoich córek. Usiadła na krześle i położyła na kolanach białą serwetę.
– Byłem już głodny – odezwał się piskliwym głosem siedzący tuż obok niej, kilkuletni brat pana domu, Tom.
– Ach tak – powiedziała, nakładając sobie na talerz naleśnik, z którego ciekło słodkie, malinowe nadzienie.
Jednym ruchem ręki oddaliła dziewczynę, która chciała jej w tym pomóc. Zmarszczyła brwi. Nie lubiła, kiedy pomocnice zachowywały się w ten sposób. Nie była już przecież dzieckiem.
Jej wzrok skupił się na moment na pustym miejscu, które zwykł zajmować jej mąż. Zdała sobie sprawę z tego, iż jeśli Charlie nie pojawił się na śniadaniu, temat ich rozmowy będzie o wiele ważniejszy, niż przypuszczała.
Uniosła głowę, kiedy usłyszała rytmiczny stukot kroków na korytarzu. Do jadalni wkroczyła pokojówka. Pokłoniła się, po czym odrobinę niepewnie zbliżyła się do pani domu.
– Pan Arvense kazał mi nieco panią pospieszyć. Mówi, że to ważne – oświadczyła.
Camomilla wstała z gracją, odłożyła serwetę na stół, i czując pustkę w żołądku, odparła:
– Już skończyłam. – Obdarzyła zaciekawioną rodzinę uspokajającym uśmiechem i ruszyła w kierunku schodów.
***
Drzwi otworzyły się na oścież, zanim zdążyła chociażby położyć dłoń na klamce. Jej oczom ukazało się bogato zdobione wnętrze gabinetu.
– Pani – usłyszała tuż przy swoim uchu głos lokaja.
Skinęła mu szybko głową i ruszyła w kierunku męża. Przy jego boku stał nieco przygarbiony, wysoki mężczyzna o szczupłej, pozbawionej mięśni sylwetce. Jego czarne włosy, przetykane siwymi pasmami, zaczesane były gładko do tyłu, a oczy w nienaturalnym, żółtym odcieniu unikały jej wzroku.
– Camomillo, chciałbym ci kogoś przedstawić – westchnął jej mąż, a w tonie jego głosu dało się słyszeć z trudem powstrzymywane zniecierpliwienie. Szybko objął ją ramieniem i lekko obrócił.
–  To jest doktor Kragen.
Mężczyzna po raz pierwszy zerknął na kobietę, pochylił nisko głowę, po czym musnął wargami jej wyciągniętą dłoń. Jego spojrzenie zatrzymało się na moment na jej zaokrąglonym brzuchu. Kiedy się wyprostował, po twarzy przebiegł mu cień nieprzyjemnego grymasu.
– To dla mnie zaszczyt poznać panią, pani Arvense. – Uśmiechnął się, ukazując śnieżnobiałe, spiczaste zęby.
Camomilla niepewnie odwzajemniła uśmiech i założyła kosmyk włosów za ucho.
– Przyjechał tutaj aż zza morza – oznajmił Charlie. – Planuję zatrzymać go w naszym domu aż do porodu, może odrobinę dłużej.
– Och… – wykrztusiła z siebie, nieudolnie próbując ukryć zaskoczenie. Kiedy usiłowała znaleźć odpowiednie słowa, w pomieszczeniu na moment zapadła cisza. – Na pewno jest pan zmęczony podróżą – powiedziała, lekko przygryzając dolną wargę.
– Nieznacznie, pani, chociaż była to długa podróż – odparł doktor Kragen, nie patrząc w jej kierunku.
Lustrował okazały, kryształowy żyrandol, który wisiał tuż nad nim. Camomilla skrzywiła się, widząc ten akt lekceważenia.
– Charlie, może pozwolisz naszemu gościowi odpocząć? Jestem pewna, że pan Kragen by to docenił.
– Yhm… oczywiście. –Pan domu odwrócił się do drzwi i wskazał na młodego mężczyznę stojącego przy nich. – Lokaj zaprowadzi pana do najodpowiedniejszej sypialni. Jeśli czegoś by pan potrzebował, wystarczy powiedzieć.
Camomilla patrzyła, jak mężczyzna kłania się, po czym niespiesznie opuszcza gabinet. W momencie, w którym zamknął za sobą drzwi, Camomilla odwróciła się do swojego męża, a w jej zielonych oczach płonął gniew. Jednak kiedy przemówiła, jej głos był opanowany.
– Nie rozumiem, dlaczego miałby się tutaj zatrzymać na tak długo – oznajmiła, starając się przybrać niewinny wyraz twarzy.
– Nie zaczynaj kolejnej kłótni. Dobrze wiesz, po co i dlaczego tu jest. Gdyby ta sytuacja zależała ode mnie, nie sprowadzałbym go tutaj – odpowiedział Charlie.
Wyglądał na zmęczonego. Jego jasne włosy były w nieładzie, koszula pomięta , a pod oczami rysowały się cienie. Camomilla jednak wiedziała, że pod maską nieudacznika krył się perfidny manipulator.
– Obiecałeś mi – wysyczała przez zaciśnięte zęby.
„Tyko nie płacz” – powtórzyła sobie w myślach.
– Przykro mi, stawka jest zbyt wielka – odrzekł, odwracając się w stronę okna. Przeczesał jasne włosy palcami. – Ty powinnaś wiedzieć o tym najlepiej.
– Myślisz, że nie wiem? Jesteś tchórzem i kłamcą, Charlie. Nie powinieneś był robić tego bez mojej wiedzy. Nie wierzysz ani we mnie, ani w nasze dziecko. Z góry skazujesz nas na porażkę. – Po jej policzkach spłynęły łzy.
Otarła je szybkim ruchem ręki i zrobiła krok do przodu. Zrozumiała, że przekroczyła granicę, kiedy Charlie powoli wyprostował przygarbione plecy.
– Nie waż się nazywać mnie tchórzem. Nie waż się nigdy więcej mówić do mnie w ten sposób! Zrozumiałaś? – warknął, powoli idąc w jej kierunku.
Jego twarz nabrała nagle nienaturalnie spokojnego wyrazu, w którym można się było dopatrzeć nuty złowrogości. Camomilla opuściła wzrok na podłogę, nie mogąc wytrzymać spojrzenia mężczyzny. W jej sercu pojawiła się obawa. Gdyby chciał, byłby zdolny do skrzywdzenia jej. Jednak była jego żoną. Mogła się chociaż łudzić, że żywił do niej jakiekolwiek ciepłe uczucia.
– Powinnam się bać? – zapytała ironicznie, starając się opanować lekkie drżenie głosu.
Charlie zatrzymał się tak blisko, że ich nosy prawie się stykały. Pogładził jej brzuch i odetchnął głęboko. Poczuła, że jego oddech pachnie cygarami. Wstrzymała mdłości.
– Powinnaś  – wyszeptał, całując ją delikatnie w policzek.
Nie płakała już więcej.

***

Więc oto i pierwszy rozdział. Szczerze mówiąc, nie jestem z niego szczególnie zadowolona. Cóż, jak to mówią "początki są najtrudniejsze".
No ale, jeśli się Wam podobał to komentujcie. Jeśli się Wam nie podobał, to też komentujcie. Do następnego!


2 komentarze:

  1. Fajny rozdział, czekam na następny! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak przeglądałam te moje blogaski pod opieką - wiesz co, czcionka w tym szablonie jest tak nieczytelna, że nic dziwnego, że więcej komentarzy nie ma. Kolor zlewa się z tłem. Poszukaj może innego szablonu - albo zmień kolor.

    OdpowiedzUsuń